Forum www.klubmord.fora.pl Strona Główna www.klubmord.fora.pl
Forum Klubu Miłośników Powieści Milicyjnej MO-rd
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

już niebawem nowy Ćwirlej - Ręczna Robota -

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.klubmord.fora.pl Strona Główna -> Książki polskie
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kierenski




Dołączył: 21 Paź 2008
Posty: 905
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 15 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Legnica lub Lwów

PostWysłany: Wto 21:31, 23 Mar 2010    Temat postu: już niebawem nowy Ćwirlej - Ręczna Robota -

Już niebawem nowa książka Ćwirleja pt. Ręczna Robota - współczesnego autora powieści neomilicyjnych, którego to poprzednie dwie książki miałem przyjemność recenzować ...

zapowiedź wydawnictwa WAB:

8 marca 1986 roku w pociągu relacji Berlin-Poznań znaleziono ciało przemytnika, skomplikowana społeczna struktura została poważnie naruszona. Brutalne morderstwo miało być dla kogoś ostrzeżeniem. Tylko dla kogo?
Odpowiedź na to pytanie nie będzie łatwa. Chociaż chorąży Teofil Olkiewicz jeszcze tego samego dnia dostarczy na komisariat podejrzanego, wszyscy wiedzą, że są to tylko „działania osłonowe", mające zaspokoić apetyt zwierzchnictwa na natychmiastowe wyniki. Fakt, że zatrzymany nie ma nic wspólnego z morderstwem, jest zupełnie nieistotny - najważniejsze by zyskać czas i spokojnie prowadzić dalsze dochodzenie. Obok działań milicji swoje własne „śledztwo" prowadzi też Gruby Rychu, szef poznańskich cinkciarzy. Kto pierwszy odkryje prawdę?
Ręczna robota Ćwirleja to barwna, a jednocześnie realistyczna historia kryminalna. Pokazuje świat PRL-u, który z dzisiejszej perspektywy wydaje się fantazją szaleńca. Fantazją, która mimo szarej, smętnej atmosfery bezradności zaskakuje humorem i obrazem jakby cieplejszych niż dziś więzi między ludźmi.













i fragment książki:



W barze As na placu Wolności o tej porze było dość pusto. Nie jest to miejsce szczególnie lubiane ze względu na towarzystwo, jakie tu się kręci. As to bar szybkiej obsługi wciśnięty między komendę miejską MO i Bibliotekę Raczyńskich. O ile pracownicy biblioteki nie zaglądają tu niemal wcale, o tyle milicjanci nader chętnie - w ich milicyjnym bufecie nie można dostać piwa, a tu owszem. Ze względu na grodziskie butelkowane prawdziwi pijacy omijają Asa szerokim łukiem, bo serwowane tu pszeniczne piwo ma niezbyt dużo alkoholu, a do tego jeszcze jest tak mocno gazowane, że daje się wypić zaledwie jedną, góra dwie butelki. Za tę samą cenę można dostać w piwiarni na Strzeleckiej cztery piwa poznańskie.
Fred Marcinkowski bardzo lubił grodziskie. Przypominało mu młode lata, kiedy to z chłopakami z klasy na początku liceum kupowali takie piwo w budce na Golęcinie i udawali dorosłych popijając w krzakach. Słodka licealna dorosłość miała odtąd dla Freda smak piwa grodziskiego i papierosów sport.
Poprosił bufetową o butelkę i po chwili siedział już przy wolnym stoliku pod ścianą. Uważając, by niepotrzebnie nie spienić piwa wlał je do długiej szklanki, na dnie butelki pozostawiając kilka milimetrów mętnego płynu z drożdżowym osadem.
Zdążył zaledwie umoczyć usta w pianie i poczuć ten niepowtarzalny, jedyny w swoim rodzaju smak, gdy do wnętrza weszło dwóch mężczyzn ubranych w ciemne garnitury. Niższy z nich, czarnowłosy i krótko ostrzyżony rozejrzał się po sali, a dostrzegłszy Freda machnął w jego kierunku przyjaźnie ręką. Drugi, szczupły dryblas, nie zwracając uwagi na otoczenie szybko poszedł w stronę bufetu. Po chwili obaj zaopatrzeni w piwo i pokale siedzieli już przy stoliku Marcinkowskiego.
- Nie było trudno z twoją sprawą - powiedział Krawcew stukając swoją szklanką w brzeg szklanki Polaka. - Miałeś rację, że to niepolityczna sprawa, więc moi przełożeni nie mieli nic przeciwko pomocy dla ciebie. To jest Alik, który odpowie na wszystkie twoje pytania.
Dryblas uśmiechnął się ukazując kilka złotych zębów i wyciągnął koścista rękę w stronę majora.
- Ja charaszo znaju, w czom dieło - zaczął Alik. - Tawariszcz Krawcew wsjo mnie skazał. Możetie sprasziwať, tawariszcz major. Ja otwieczu na wsje waszi waprosy. Odpowiem na wasze pytania - dodał zaraz po polsku Alik.
- Przed dniem kobiet byliście z jeszcze jednym człowiekiem w Arkadii. Tam spotkaliście się z pewnymi ludźmi. Kto to był?
- Jeden, imienia jego nie znaju, ale on się nazywał jakoś tak... jak statek, pa russki statek, znaczit karabl.
- Korbol - podchwycił Marcinkowski.
- Da, Korbol! - ucieszył się Alik. - On spotkał się z nami już wcześniej w Magnolii. I zaproponował interes dolarowy, w zamian za elektronikę. No my z nim nie gadali o interesach, tylko pili. Ale on zaprosił nas na specjalne przyjęcie ze swoim szefem. No to my przyszli i właśnie wtedy jego poznali.
- Jak nazywa się ten szef? - zapytał niepewnie Marcinkowski.
- Takoj wielikij parień. Jego imja to Rajmund Dutka.
Major z sykiem wciągnął powietrze. Wszystko nagle stało się jasne. Mieli zleceniodawcę i mordercę. Coś jednak nie dawało mu jeszcze spokoju.
- Co ci dwaj chcieli od was? - zapytał spoglądając na Alika.
Ten uśmiechnął się ukazując piękne złote zęby i pospieszył z wyjaśnieniem:
- Oni chcieli z nami interesy robić. Sprzedawać nam elektroniku iz Zapadniej Germanii. Mówili, że mogą mieć tego bardzo dużo.
- A wy?
- A na choj nam giermanskie wideo od nich. Od naszych sołdatów z Berlina tego dobra skolko ugodno.

Rozległo się pukanie do drzwi. Szeregowiec, który wszedł do pokoju, zameldował, że doprowadzono Mariana Kołodziejczyka.
- Dawajcie go tutaj - rozkazał porucznik Adamski, któremu major przed wyjściem kazał porozmawiać z cieciem z akademika Jowita.
Po chwili na krześle przed biurkiem siedział wesoły niczym skowronek zastępca stróża. Wraz z nim do pokoju wpłynęła ostra woń wódki pomieszana ze smrodem papierosów popularnych.
- Panie szanowny, jak pragnę jutra dożyć, czy to szanowna władza nie może uszanować świętego czasu odpoczynku ludu pracującego? Dopiero cośmy do flaszki siadali, jak żeście mnie zgarnęli od stołu i od towarzystwa. A ja żem już wszystko jak na spowiedzi świętej panu majorowi we własnej osobie powiedział.
- Zamknij wrota i słuchaj, łachudro jedna, co mam do powiedzenia i ino mi nie kręć, bo inaczej pogadamy.
- Ale bez niczego. Już nic nie gadam, ino słucham.
- Panie Kołodziejczyk, teraz to już dla nas jest wszystko jasne. Wiemy, kto w nocy był w akademiku i kto zapłacił, żebyś pan trzymał gębę na kłódkę. Masz pan ostatnią szansę na zmianę swoich zeznań. Spójrz pan na te obrazki i pokaż, który to z tych dwóch delikwentów.
Podpity Kołodziejczyk zrobił zdziwioną, minę a potem niechętnie sięgnął po zdjęcia.
- To będzie ten gruby z wąsami, panie oficerze - powiedział, wskazując na portret pamięciowy przedstawiający Rajmunda Dutkę.
- No to powiedzcie, Kołodziejczyk - Adamski przyjął bardziej oficjalny ton poprawiając jednocześnie swoje grube okulary - dlaczego wprowadziliście w błąd majora i mówiliście, że ten, co w nocy był w akademiku, był rudy, średniego wzrostu...
- Jak Boga kocham, panie majorze, że taki szczon tam był, tylko że rano. Coś mnie się chyba musiało popierdzielić przez tę gorzołę.
- No to teraz wytężcie umysł i zastanówcie się jeszcze raz dobrze, kto odwiedził akademik Jowita w nocy. Spokojnie napiszemy sobie zeznanko, które za chwilę podpiszecie - powiedział zadowolony porucznik wyciągając przy tym na biurko czysty formularz:
- Imię, nazwisko, imię ojca, data urodzenia...

Do komendy miejskiej jest od baru As zaledwie sto metrów. Ten dystans Fred pokonał w kilkanaście sekund. Wbiegł przez główne drzwi i skierował się od razu do dyżurnego:
- Major Marcinkowski jestem, otwieraj drzwi i łącz mnie od razu z wojewódzką.
Nim podoficer zdążył uzyskać połączenie major już wyrwał mu słuchawkę z ręki:
- Więc tak, za kwadrans chcę mieć radiowóz. Nie, nie chcę fiata, daj mi nyskę z przedziałem aresztanckim, bo jedziemy zrobić zatrzymanie. Bez kierowcy, Grzechu Kowal jest na górze i pewnie będzie chciał jechać, to mu przecież nie odmówię tej przyjemności. Na rogu Chwiałkowskiego i Gwardii Ludowej niech czeka dzielnicowy, jak on się tam nazywa, chyba Kotecki. Niech tam stoi, aż przyjedziemy, i podeślijcie mu jakiś dwóch krawężników z patrolu, bo mogą się przydać. Weźmiemy ich ze sobą.
Przez chwilę zastanawiał się jeszcze nad czymś, a potem powiedział do dyżurnego:
- Połącz mnie z Kowalem, sam go zapytam, jest w pokoju u Adamskiego.
Kowal oczywiście bez zbędnych ceregieli potwierdził, że jedzie, a potem oddał słuchawkę Adamskiemu, który krótko streścił zeznanie stróża z Jowity. Fred przyjął tę informację z wyraźną ulgą, po czym przerwał połączenie i spojrzał na dyżurnego, którego potraktował przed chwilą tak bezceremonialnie:
- Przepraszam, sierżancie.
- Nic nie szkodzi, obywatelu majorze, taka praca - uśmiechnął się ze zrozumieniem oficer.
W tym momencie Fred poczuł, że ból, który ostatnio dopadł go kilka razy, znów się zbliża. Usiadł na krześle i chwycił się za pierś. W głowie usłyszał dziwne dudnienie, a w oczach mu pociemniało. Wciągnął głęboko powietrze i wszystko się nagle skończyło. Co się do cholery ze mną dzieje?, pomyślał.
- To pewnie serducho, panie majorze.
Spojrzał w górę. Pochylał się nad nim dyżurny, wyraźnie zaniepokojony sytuacją.
- W porządku, sierzancie, macie fajkę?
- Papierosy na to nie pomogą. Raczej mogą zaszkodzić... Mój tata zmarł na serce.
Już miał na końcu języka jakieś przekleństwo, ale powstrzymał się w ostatniej chwili. W końcu ten chłopak nie miał nic złego na myśli. „Serducho", powiedział. Może to prawda. Coś jest ze mną nie tak, zastanowił się. Może trzeba zwolnić trochę tempo. W końcu zawał przed czterdziestką to chyba niemożliwe. Zaraz, jak on powiedział, mój tata zmarł na serce...To tak jak mój. Głupio byłoby się tak zwinąć i nie zobaczyć, jak Filip idzie do szkoły...
Przestraszył się nie na żarty. Jak to wszystko się skończy zaraz idę do lekarza na badania. Trzeba się za siebie zabrać, zdecydował. Mam w końcu jeszcze coś do zrobienia w życiu. Nie zasadziłem jeszcze drzewa.
- Grodziska - powiedział sierżant podsuwając mu szklankę z wodą. - Wiele nie pomoże, ale na zaschnięte gardło najlepsza...
Rzeczywiście wyschło mu w gardle, więc z wdzięcznością uśmiechnął się do chłopaka, a potem wypił.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.klubmord.fora.pl Strona Główna -> Książki polskie Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin